Krzyczy mój wewnętrzny feminizm
Mam przy sobie wspaniałe kobiety, które są mądre i takie fajne. Często feministki i zbuntowane lewaczki walczące o prawa kobiet, z błyskawicą na wszystkich social mediach. A w domu uprawiają kult faceta – patriarchat.
Taktują partnera jak najważniejszego i bardzo srogiego szefa, którego nie można zdenerwować. Robią wszystko, aby zaimponować jemu. Dorosłe osoby pytają o pozwolenia na życie, czekają na zgodę, skamlą o uwagę, o minimalną aprobatę osobę przy której powinny być najbardziej sobą. Od tej najbliższej osoby na świecie dostają ciągły ból, pogardę, szydzenie, ciche dni, poczucie, że są niewystarczające, gorsze, mało ogarnięte i atrakcyjne.
One… nadal przy nim są. Niektóre jakby nie widzą, jak facet w towarzystwie odnosi sie do nich z pogarda w głosie, a inne wierzą, że zaraz się zmieni.
Kobiety wspieraja partnera. Często w niezrozumiałych dla niej kwestiach, zawsze jest po jego stronie. Nawet gorzej, ułatwia mu życie. Najlepiej tak , aby nie wiedział. Jest taki sport, coś na lodzie szczotkami czyszczą tafle, zeby czajnik nie napotkał żadnego okruszka i dotarł sam do celu. Kazdy czajnik by dotarł, bo to zalezy od torujacych drogę. To oni są autorami sukcesu. Kobiety zachowują się tak jak ona chciałaby, aby on się zachowywał wobec niej – wspierająco i po cichu.
A Ci panowie tak pięknie opowiadają, podnosząc kolejny kieliszek tequili, jak to cudownie być ojcem, jak to odmieniło ich życie. W tym czasie matka ich wspólnych dzieci sama w domu kąpie i usypia młode, zazwyczaj skrajnie zmęczona, bo robi to od kilku lat – sama.
Co w tym jest jak mężczyźni chcąc wyjść z domu czy pojechać na weekend z kolegami, to wychodzą. Informują nie proszą, zamykają drzwi i odjeżdża auto. Nie pytają o zgodę. Kobieta rozumie. Potem ona cos planuje, no b on wyjechał to ja tez chyba mogę. Ale, ale jak kobieta chce wyjść na 3h, to dyplomatycznie sprawdza czy nie koliduje to z jego planami. Sprawdza czy może podjąć temat. Jeśli już sie zdecyduje to pyta potulnie: czy ewentualnie może zaopiekować się SWOIM własnym dzieckiem przez 2 godziny, bo za 3 tygodnie w piątek chciałaby, (ale oczywiscie nie musi) pojechać na kawę do koleżanki. Tu wymyśla ważny powód, bo nie mozna jechać od tak. Zdaje sobie sprawę, że oczami tych partnerów mi sie dzieją same nieszcescia i trzeba mi pomóc. Ale do clue. Swoje wyjście kobieta zapowiada tygodniami. Jak już się uda przygotowuje wszytko Ojcu jak dla upośledzonemu, tak aby było mu najłatwiej „przetrwać” 2 godziny z własnym dzieckiem. I jest spotykamy się na kawę pogadć. Tu temat jest jeden, pochwałom nie ma końca „No tak dobrze mi się trafiło z X. Został sam z dzieckiem (duma). Ciekawe co teraz robią, może zadzwonię, nie wiem czy posmaruje tym kremem co trzeba i pewnie nie zauważyć kaszki w lodówce z wielkim napisem: daj dziecku to o 20”. No bohater roku.
Staram się jak mogę nic nie mówic, bo co strara panna może wiedzieć. Nic.
Nie oceniam, nie instruuje, bo tego mają juz codziennie w nadmiarze. Jestem zawsze po ich stronie. A wewnętrznie tak bardzo się nie zgadzam. Moja głowa nie rozumie jak mozna kogoś bliskiego tak ciągnąc wykorzystywać i deptać. Jest mi z tym po ludzku źle. Nie chcę, żeby ktokolwiek był tak traktował, a juz na pewno nie moi bliscy. Wiem, to nie moje życie, ale cieżko w milczeniu sie na to patrzy.
Sama boję sie coraz bardziej związku. Boję sie zatracić w miłości jak one i na wiele lat rozłaczyć ze sobą. Świadomie nie wchodzę w relacje, które dają wiecej smutku niz uśmiechu, a nawet te neutralne co nie dają nic i nic nie zabierają.
„Razem” znaczy dla mnie, że ma być nam obojgu lepiej, łatwiej i śmieszniej. Że on jest moim schronem, a ja jego. Nie musi być na zawsze. Może to być na rok, dwa, dziesięć, czasem na miesiąc. Wolę być sama niż być z kimś kto nie pomoże jak upadnę, nie poda ręki jak będę słaba.
Po co byc z kimś przy kim jestem non stop w napięciu,przy kim mniej się kocham i myślę o sobie źle. Nie będę z kims, po to aby wyglądało, żeby zaspokoic te normy społeczne i udawać szczęśliwą parę/rodzinę, bo tego oczekuje świat.
Mężczyzna, którzy przejawiaja choć mini cechy egoisty, narcyza, samoluba, mamisynka – to zło i trzeba uciekać!
Siedzę cicho, a boli. Obserwuję moje mądre kobiety, które de facto same kazałyby mi uciekać z takiego związku jak są same. Tak bardzo chcę, aby odzyskały siebie, przestały się łudzić, że on się zmieni. Milczę, bo to nie moje życie. Ale tu mogę sobie pogadać.
