Terapia tydz.8 – WYPADEK
Jest mi gorzej.
Mój Lekarz ochoczo faszeruje mnie proszkami. Mam dużo skutków ubocznych: drży mi całe ciało, biegunka, czuję ogromny lęk i przerażenie życiem, gubię myśli, wstyd atakuje mocniej i ta dezorientacja. Wjechałam rowerem w słup, który widziałam. Kolejnego dnia bezwiednie kierownica zaczęła mi sama tańczyć w prawo i w lewo – upadłam i nie mogłam wstać. Doczołagałam sie do krawężnika i siedziałam tam z godzinę. Obcy ludzie, odstawili mi rower, proponowali pomoc. Ktoś się zatrzymał, pytał czy pomóc. Odmówiłam. Wiedziałam, że nie mogę wstać, że to coś poważnego z nogą. Przechodziła koleżanka z terapii, usiadła, chciała pomóc, przekonałam ją, że nic mi nie jest i zaraz rowerem sobie dojdę do domu. Posiedzę trochę tylko. Potem kolejna koleżanka jechała autem, nachalnie chciała mnie gdzieś podwieźć, pomóc. Też ją przekonałam, że to nic i żeby jechała. Szły nasze dwie psycholożki – ich juz nie dało sie przekonać, że to nic. Zamówiły taksówkę na SOR do szpitala, zaprowadziły rower w bezpieczne miejsce, pomogły dojść na ławkę. Pojechałam na SOR sama. Doskoczyłam na jednej nodze do szpitala. Zarejestrowałam się i taki żal mi wjechał, bo czuję że to poważne, ze znowu operacja, ze znowu rok przeleżany. Dopiero skończyłam 1 rok rehabilitacje barku po operacji, i to unieruchomienie, zabranie mi życia skończyło się dużą depresją, z którą nie mogę już sobie sama radzić. Płakałam okrutnie. Każdy myślał, że z bólu, a ja z żalu wyłam. Boję się kolejny rok być unieruchomiona jak diabeł świeconej wody. Boję się, że nie dam rady !
Byłam tam 6h. Nie zadzwoniłam do nikogo ! Nie chciałam nikogo martwić, jak zawsze. A już na pewno nie prosić o pomoc i robić komuś bliskiemu problem. Zrobili RTG, nie ma złamani, ale może być zerwane wiązadło. Chodzić o kulach przez 2 tyg, a jak opuchlizna zejdzie pójść do ortopedy. Skakałam sama cały dzień na jednej nodze do szpitala, do taksówki, po szpitalu. A mogłam zadzwonic poprosic kogoś o zakup kul… Jak już byłam na moim osiedlu noga skacząca była tak zmęczona, że robiłam 6 skoków i siadałam na betonie. Widok biedny, bo płakałam mocno. Tak chyba 15 razy zanim doczołgałam sie (dosłownie) do swoich drzwi. Nikogo przechodzącego też nie poprosiłam o pomoc.
Wieczna bohaterka, zosia samosia. Przy innych sie szeroko uśmiechałam aby oszukać siebie i ich, że jest dobrze jak nie jest. Żeby nikomu nie dostarczać sobą stresu czy kłopotu. Story of my life. Nigdy nie dawałam sobie pomagać i nie prosiłam o pomoc. Z wszystkim radziłam sobie zawsze sama. Odpychając pomoc.
Ciezko było mi poprosić moją najlepszą przyjaciółkę o zakup kul i leków. Tak, Tą z którą jawnie wyznajemy sobie miłość, widzimy sie 4 razy w tygodniu, gadamy non stop na messangerze, tą która przynosi mi zupy jak jestem chora, tą która powtarza ze mnie kocha, ze jestem nie wyobraża sobie życia beze mnie, tą która gotuje moje ulubione dania, żeby świętować moje małe sukcesy, gdy ja je lekceważę. My całe dnie jesteśmy na łączach o bzdurach. A ja nie piszę jak coś poważnego mi sie stało. Wiem jak mocno JA bym się na nią wkurwiła gdyby nie poprosiła mnie o pomoc w takiej sprawie.
Wiedziałam, że trudno mi prosić o pomoc, że ja zawsze po cichu sama sobie radzę. ZAWSZE! Płakałam, bo uświadomiłam sobie, że niewiadomo kiedy stałam się dla siebie najmniej ważną osobą.
TAK BARDZO NIE UMIEM PROSIĆ O POMOC, że mnie to przeraziło. W pracy, w życiu, i okazuje sie ze jak juz fizycznie nie mogę chodzić to też nie poproszę i się sama doczołgam do szpitala. Baaa odrzucę wszystkie przychodzące oferty pomocy. Przekonam wszystkich, że jest dobrze jak jest turbo źle.
Spytałam o kule znajomych i sie rozniosło, każdy chciał pomóc. Teraz codziennie ktoś jest u mnie z zakupami, czekoladowymi lodami, ciastkami, kawą. Kochani wszyscy. Tylko jak siądą na kanapie to ja marze o tym żeby już sobie poszli. Chcę zwinąć się w kłębek pod kocem. Rozmowy mnie męczą. Chcę być sama. Jak dzwonią do mnie moje kochane osoby z troską. Trzymam telefon w ręku, patrzę i w myślach ich przepraszam, bo nie ma siły odebrać i rozmawiać. Chcę być sama w swojej jamie, albo żeby mnie nie było.
Jest dużo gorzej i boję się tego.
