Terapia tydz. 3 i 4 – TRAUMY
Na terapię przyszłam z zupełnie innym rzeczami do pracy. Depresja, odzyskanie odwagi do życia, bo czuje jakbym je przesypiała, pewności siebie. Byłam nawet trochę zła, że nie mam na co zwalić „tego”, że sie tak popsułam. Miałam i mam fajną rodzinę, kochających rodziców, dobre dzieciństwo, przyjaciół jak nikt inny, i życie raczej traktowało mnie dobrze. To czemu czuję się taka uszkodzona.
Na wywiadzie do terapii grupowej jedno z rutynowych pytań dotyczyło róznyc traum. Nagle ścisneło mi klatkę piersiową, sama byłam zdziwiona jak powiedziałam TAK. Nie pamietam co było później. Pod koniec wywiadu zaczełam zaprzeczenie, że to nie było takie zle, bo on mnie nie bił, że wcześniej piłam wino i ogólnie to takie leciutkie… Potem był weekend. Zostałam z tym całkiem sama. Płakałam, czułam się winna, upokorzona, jakaś skażona, jak tylko próbowałam o tym myśleć ciało drętwiało, fleshbacki, nie cały obraz.
Otóż mam WYPARCIE TRAUM i to jest poza moją wolą, nieintencjonalne przez ponad 10 lat.
Pomogło jak we wspomnieniach ustawiłam na moim miejscu moją przyjaciółkę. To ona tam wszedzie była. Przestałam już wypierać, bo to było kurewsko złe.
Pierwszy raz przypomniałam sobie coś o czym nigdy nie pozwoliłam sobie nawet pomyśleć. Ostatnie 4 tygodnie są dla mnie trudne. Po terapii grupowej w zeszłym tygodniu moje ciało nie chciało już przychodzić. Rozmawialiśmy o Z i jego dziewczynie, wtedy G w ramach opowiedzenia czegoś o swojej dziewczynie powiedziła tez coś co mnie ztrigerowalło. Zmroziło mnie na samo słowa. Niefortunnie siedziałam miedzy dwoma panami. Nieświadomie zrobili mi psychodramę na dwa głosy. Byłam na skraju wybuchu. Wiedziałam ze to już puls i musze wytrzymać te 4 minuty. Po zajęciach wybiegłam z budynku i wybuchłam ogromnym szlochem. Po 20 minutach znalazla mnie Kinga (cudowna kobieta). Przytuliła, pozwoliła płakać ile chcę i mówić nieskładnie. Przez całe zajęcia plastyczne mnie uspokajała.
Przeanalizowałam sobie to co sie dało. Co tydzień odkrywam wiecej. Najgorsze, ze co tydzień odkrywam też inne wymazane rzeczy, wszystkie na tle seksulanym. Może to przyciągam. Po roku przypomnę sobie materiał na 3 tomową sagę.
Rozpisałam sobie oś czasu, zaznaczając ważne wydarzenia w moim życiu, aby oszacować w jakim roku to się stało. Wykasowałam zdjęcia i nigdy nie pozwoliłam sobie o tym mysleć.
Dziś wiem, ze to było miedzy 2009-2012, nie umiem bardziej zawęzić czasu. Przy tej osi czasu odkryłam, ze to moj stały mechanizm: w przypadku sytuacji za trudnych emocjonalnie i pewnie b.wstydliwych całkowite wyparcie zdarzenie. Przez te 4 tygodnie przychodzą do mnie coraz to nowsze rzeczy. Po jakichś 10 latach wraca coś.
Dużo teraz płaczę, słucham, czytam o tym jak pozbyć sie traumy. Wiem juz, że wyparcie jest dość powszechnym odruchem obronnym organizmu. Ludzie udają że traumy nie bylo, bo to najlepszy mechanizm obronny organizmu tu i teraz.
Myślałam, no stało się, nie będę histeryzować, to było dawno temu. Nie ma po co o tym gadać na terapii, to było tak dawno”.
Te wspomnienia są niepełne, o czym tu opowiadać.
Ale czytam, ze trauma zostaje w ciele nawet jak ją skuteczne wypierasz. Latami włosy mi wypadały garściami, zero przyczyny. Mezczyzn traktuje przedmiotowo i bardzo cięzko mi wchodzic w związki. Mam mocno unikowy styl przywiązania. Teraz sama siebie poprosiłam, żebym tym razem nie bagatelizowała siebie. Pomyślałam jesteś pod opieką teraz w terapii. Nie będzie lepszego czasu, aby sie tym zająć. I tak grzebie w tym już 4 tydzień. Jestem umęczona. Są mini postępy: umiem głośno nazwać co sie działo. Staram sie podchodzić do siebie z współczucim a nie złością, nie jest to łatwe i nie zawsze wychodzi. Nadal jestem ogromnie zdziwiona, że umiem sie az tak zbajerować, ze czegoś po prostu nie było.
Zaczełam czytać o skutkach, słuchać podcastów, wszystkie objawy pasują. Okazuje sie ze to znany mechanizm wyparcia, ze wyparcie przykrego wspomnienia stanowi najprostszą metodę radzenia sobie. A trauma nie wychodzi z ciała i męczy cie somatycznie. Osoby takie mogą mieć zaniżone poczucie własnej wartości i uważają, że nie zasługują na nic dobrego. Odruchy obronne polegają na rezygnacji z uczucia szczęścia poprzez np. niszczenie relacji z innymi osobami, odrzucanie możliwości rozwoju, itd.
Poczucie winy, bezsilności, osamotnienia, stygmatyzacji i erotyzacji.
Mam nadal jakieś duże poczucie winy i wstyd. Nie wiem, może chce ukryć swoje upokorzenie.
Latami nie pamiętałam traumatycznego wydarzenia, choć ono dawało o sobie znać uporczywymi zaburzeniami snu, chorobami, zajerzdzanie swojego ciała sportem, zaniedbania w relacjach, traktowanie facetów przedmiotowo.
Moje ciało to maszyna.
