Terapia tydz. 11 – WZLOTY I UPADKI
Buduję się na tej terapii. Czuję się silniejsza, weselsza, podśpiewuje pod prysznicem, na ulicy, jestem lepsza, pogodniejsza. Taka stara ja. Czas z mamą był super, żartuje dużo o trudnych sprawach, rozmawiam z nieznajomymi w autobusie i sprawia mi to przyjemność, wraca stara ja:)
I kiedy tak się naładuje, że będzie dobrze, nawet z ta nogą to kolejny ortopeda mówi mi, że jest bardzo źle. W 2 minuty spadam z skarpy i nie wiem czy chce mi się tak żyć. Jeden rekomenduje operacje, drugi absolutnie nie. Każdy zgodnie mówi, że operacja jest bardzo skomplikowana, a kolana i tak NIE da się naprawić. W XXI wieku nie ma narzędzi do operacyjnej naprawy kolana. Dochodzi do mnie, że to nie standardowa operacja, że to cholernie wymagająca dla chirurga operacja i ciężka rehabilitacja przez min 12 mc. A to i tak nie naprawi nogi. Kurwa. Usuną mi tylko zepsute części, żeby nie gniły, poszywają co się da i nic nie wstawią w zamian. A rok nie będę chodzić. Kolano po operacji będzie się szybko uszkadzać, szybciej zdzierać kości, robić zwyrodnienia, bo zostanie bez żadnej amortyzacji. Co z sportem – gówno.
Ten głupi proszek co zabrał mi nogę, w koncu zaczął działać dobrze. Nie mogę powiedzieć, że był źle dobrany. Szkoda, że ten okres adaptacyjny był tak okrutny w skutkach i da dożywotnie konsekwencje. Tłumaczę sobie jak mogę, że trzeba nie marudzić i działać. Nikt tego nie chciał. Stało się, trudno. Działaj.
Skutki uboczne leków spowodowały wypadek, po którym sport będzie niemożliwy nawet po operacji. Ta diagnoza mnie rozbija. W zeszłym roku miałam operowany barku, to zatrzymało mi całe życieopierało się na rehabilitacji. Niemożność robienia sportu, życie na pół gwizdka, jak w poczekalni przyniosło stan depresyjny. Poszłam na terapie się wyrownać, a tu kolejny wypadek i operacja i 2 lata nie życia. Jakby jeden po drugim. Gdyby to trafiło na osobę dla której sport jest dla figury to pewnie nie byłobyby takiej tragedii. Ja reguluje sobie emocje sportem, sport zawsze wyciagał mnie z dołka, dawał codzienny haj, zaspokajał moją potrzebę rywalizacji, ulepszania się pracą. Próbuję się nie mazać i iść dalej, ale cholernie to cięzkie.
Cudownie się czuję, bo wszyscy chcą pomóc Kaja, Kaji Rodzice, Bozena, Anka P, Madzia Sen, Wisienka, Patrycja, Kuba i cała zgraja z terapii.
Rezonanans robiła mi koleżanka, wytłumaczyła jak laikowi (dzięki Boszka), okazało się że gorzej upaść sie nie dało. Jakby mnie samochód potrącił. W najgorszym przypadku myśleliśmy, że mam zerwane jedno wiązadło, okazało sie że są zerwane wszystkie 3, i nie jedna łękotka oderwana i przekręcona od korzenia a dwie. Nawet nie mogę tego rehabilitować, bo wszytko się wyklucza. Dodatkowo Urząd Pracy chce mi zabrać ubezpiecznie, bo za długo jestem niezdolna do pracy. Pierwszy raz w życiu potrzebuję czegoś od państwa – ubezpieczenia NFZ. Zawsze robiłam operacje i rehab prywatnie, a akurat teraz mi je zabierają. I ja wiem, że na wszystko jest do rozwiązania. Tylko każą mi kombinować.
Mam też poczucie, że kolejny rok przejadam leżąc moje oszczedności które były na spełnianie marzeń, których moge nigdy juz nie spełnić. Za dużo tego. Nie umiem widzieć światła w tunelu.
Będzie dobrze !!! Mówię Ci to Kaśka !!!