Ja vs ja. Jak lata bajeruje siebie.

Wszytko dawało mi znać przyjaciele, rodzina, a najbardziej moje ciało. Kiedy jest źle szarzeje mi skóra, oczy tracą blask i tyję.

A ja sama siebie bajeruję jak innych, że jest świetnie, że nic się nie dzieje złego, ze przesadzają. Oj dobra jestem w bajerowaniu. Ja zawsze zajmowałam sie rzeczami bardziej zewnętrznymi, codziennością i innymi ludźmi z własnej woli. Nigdy nie zajmowałam się sobą. Nie dbałam o związek ja vs ja.

Przekonana, że ja to mam dobrze, inni ludzie wypełniali mi najczęściej myśli „co zrobi, jak wspierać, potrzebują mnie, oj trudno mają, będę tu zawsze na stand buy”. Moje małe sprawy były banalne, albo wiadomo ze ja sobie poradzę, inni to dopiero mają problemy.

Ja, za to, częściej się karciłam, niż wspierałam. Kłóciłam się sama ze sobą, bojkotowałam sygnały, nigdy nie pytałam siebie – ej a Ty jak się czujesz, wszytko OK? I tak, przez długie lata zaniedbałam siebie na tyle, że dopiero depresja kazała mi się zatrzymać. Był czas wypierania i złości, pretensji do siebie. Jak to, ja jestem taka słaba i mam depresje, nie! Niby rozum przyją do wiadomości. Gdzieś czułam, że zaginał mój uśmiech, szukałam pomocy, ale nie spodziewałam się takiej diagnozy -> depresja. Co, ja, nie, niemozliwe? Nie uwierzyłam pierwszemu, drugiemu, dopiero trzeciemu psychologowi, a potem czwartemu psychiatrze, przestałam zaprzeczać. Serce było tak na mnie wkurwione, nie wierzyłam. Długie lata stałam się dla siebie najmniej ważną istotą, i to na własne życzenie. Byłam wypalona na amen.

To nie jest łatwe. Tak nagle, troszczyć sie o siebie. Myśleć o sobie z czułością i wyrozumiałością. Próbuję, idzie z trudem. Nadal są to nieporadne rozmowy/myśli, dużo ciszy, niezrozumienia, czasem gniewu, pretensji, czasem agresji. Tyle czasu używałam siebie tylko do spełniania codziennych zadań. Nie umiem tak odrazu dbać o siebie i nie wymagać bycia dobrą (w moich kryteriach). Muszę się tego uczyć. Pewnie zachowując sie tak do kogoś bliskiego przepraszałabym go w nieskończoność za takie lekceważenie, umniejszanie, nie reagowanie, bagatelizowanie potrzeb.

Dziś uczę się być swoją najwiekszą fanką. Daleka to droga. Najgorsze, że jestem też swoim najgorszym wrogiem. Raz w miesiącu chcę spędzać ze sobą intymny czas, ja vs ja, trudny czas. Spełniam swoje zachcianki, pytam czego chcę, robie sobie dobrze i dbam o to aby było nam miło. Mnie i mi.

Najlepsze! Pytam się siebie gdzie chce być, gdzie nie, z kim chce być, z kim nie. Działa.

Jeszcze siebie nie przeprosiłam, nie pochwaliłam. Nigdy nie cieszyłam sie ze swoich sukcesów, nigdy nie byłam otwarcie z siebie dumna. Bo nie wypada, bo mogłam lepiej. A było tyle rzeczy.

Jestem osobą do kochania! I zakocham się w sobie. Obiecuję.

Share your thoughts